Gdy już zdarzy nam się myśleć o umieraniu, swoim lub Bliskich, mamy w głowie same utarte schematy. Że rodzina, że pożegnanie, że własny dom, że bez bólu. A co, jeśli to wszystko nieprawda. Czy jest złota recepta na dobre umieranie?
Mówimy o „godnej śmierci” – nonsens! Śmierć nie ma godności. Człowiek ma. A że mu się zdarza umierać, nie ma powodu żeby mu tą godność akurat w chwili umierania odbierać. Mówimy o „dobrej śmierci” – nonsens! Śmierć po prostu jest składową życia, ani dobrą ani złą. Każda jest indywidualna, ani jednak lepsza ani gorsza od drugiej. O tym dziś we wpisie.
Dobre umieranie: Pacjenci odchodzą w ciszy
Mam w pamięci Chorą – Panią N. Nowotwór mózgu. Bardzo dużo leczenia, ale wszystko z efektem tylko na chwilę. Rodzina Pani N była bardzo zaangażowana.
Wszyscy wzięli urlopy i na zmianę przychodzili do łóżka Pani N. Ciągle z kimś rozmawiała, co przychodziłem na wizytę kontrolą – zawsze tłum ludzi w kuchni, tłum w przedpokoju, u wezgłowia zawsze co najmniej dwie córki Chorej. Wciąż ktoś przy Niej był, coś podawał, o coś pytał. Włączał telewizor, przełączał, wyłączał. Znów włączał. To znów radio. To wspominano stare dobre czasy. To narzekano na nowe gorsze czasy.
Wszystkobyło ustalone. Jeśli będzie pogorszenie było umówione miejsce w hospicjum stacjonarnym. Pewnego dnia Pani N wezwała córki i powiedziała, że to właśnie ten moment, że jest źle i że bezpieczniej będzie w hospicjum stacjonarnym. Dwa razy nie trzeba było powtarzać, wszyscy ruszyli do załatwiania: córki do hospicjum na ostatnie uzgodnienia, dalsza rodzina do pakowania, bliższa załatwiała transport w pobliskim POZ, ktoś pojechał po dokumenty. W domu została sama Pani N. W ciszy.
Zanim ktokolwiek zdążył wrócić, zmarła.
Szacunek do woli Chorego i do sposobu życia, jakie prowadzi, musi oznaczać także szacunek do sposobu, w jaki umiera. Nie wszyscy musimy być wtłoczeni w ten sam schemat. To nieprawda, że jedyna „właściwa” śmierć to ta w otoczeniu najbliższych. Niektórzy nie chcą być obserwowani w tych ostatnich, intymnych momentach. Chcą pozostać ze swoimi myślami, ze swoim ciałem. W ciszy.
Dobre umieranie: Pacjenci odchodzą krzycząc
Naoglądaliśmy się filmów, gdzie krzyki towarzyszą umierającym na polu walki albo w serialowym porachunku mafijnym. Filmów, które mówią, że umiera się spokojnie w domu w łóżku w otoczeniu rodziny, po pożegnaniu się ze wszystkimi jej członkami. A jeśli to nie jest dobry model? A na pewno prawdziwy?
Pan S umierał na raka płuc. Duszność. Leki przeciw duszności. Duszność. Tlen. Duszność. Talkowanie płuc. Duszność. Cały czas nieustępująca, cholerna duszność. A jak duszność to jęki, krzyk rozpaczy. Napady lęku z łapaniem powietrza, łapaniem poduszki, łapaniem członków Rodziny, którzy akurat byli na tyle blisko łóżka, że dało się Ich złapać.
W chwilach poprawy Chory opowiadał o wojsku, żartował i chciał pić. Rodzina dookoła spokojnie słuchała starych, dobrze znanych historii, setny raz śmiała się z tych samych dowcipów i podawała szklankę z wodą. Potem znów przychodziła duszność.
Kontakt się jednak pogarszał, dowcipom urywała się puenta, a woda w większości lądowała rozchlapana na łóżku. Krzyki narastały. Rodzina wyraziła przekonanie, że tak dłużej być nie może, że nie tego Chory chciał. Zaczęliśmy podawanie leków sedujących. Chory odszedł śpiąc kilka dni później.
Nie jest rolą lekarza uciszać Pacjenta. Nie zawsze „wszystko będzie dobrze”. Czasem nie będzie. Czasem śmierć jest gwałtowna, a umieranie męczy. Gdy na świat przychodzi dziecko, wyczekujemy krzyku. Czujemy ulgę, gdy nadchodzi. Cisza na sali porodowej nas przeraża. Czemu krzyk umierającego Chorego próbujemy zagłuszyć?
Umierają, a mogliby żyć
Wreszcie moja pamięć przywołuje takiego Chorego sprzed kilku lat.
Pan J z Małej Miejscowości. Żyje sam, w starym domku przyklejonym do zdecydowanie lepiej utrzymanych zabudowań gospodarskich. Krowa, świnia, kury, kaczki. Gęsi. Pies. Kot. Malowane na biało zupełnie już zżółkłe zewnętrzne ściany zdobione gdzieniegdzie małymi ręcznie rysowanymi kwiatami. Rodzice zmarli 10 lat temu. Sam Pan J ma około czterdziestki. Poza tym ma jeszcze całkiem wielkiego guza w okolicy pachwiny.
Z guzem nigdzie nie poszedł, bo po co. Lekarze to wiadomo… Dopiero jak zaczęła noga boleć to poprosił sąsiada o wezwanie pielęgniarki. Pielęgniarka wezwała lekarza. Lekarz wezwał karetkę. Karetka zabrała na SOR, gdzie chirurg powiedział, że to już dawko pozamiatane. A skoro pozamiatane, to bez sensu głowę doktorom zawracać, więc Pan J się zabrał i wrócił do domu.
Z guza leje się. Krew. Limfa. Ropa. Nad guzem muchy. Pan J zupełnie zadowolony, Siostra do Niego przyjechała, co Jej już 3 lata nie widział, żeby się Nim zając. Że niby umiera. Wiadomo, każdy kiedyś umrze.
Groźby, prośby, płacze i lamenty Siostry. Pacjent zgadza się jednak tylko na leki przeciwbólowe. Dwie tabletki? Za dużo. Jedna ewentualnie i to co 12 godzin, bo częściej to On nie ma czasu. Wiadomo, gospodarka wzywa. Ważne, żeby nie bolało jak się idzie krowę doić i kury zagonić na noc.
Pan J nauczył mnie ogromnego szacunku do indywidualnych decyzji Chorych. Ja także byłem jednym z tych, którzy Go próbowali namawiać, prosić, tłumaczyć. W smrodzie rozkładającego się Jego własnego ciała rozmawiałem z Nim o opcjach diagnostycznych i terapii. Ale On nie chciał: tyle mam ile mam.
Nie jest rolą lekarza na siłę wyciągąć umierającego Pacjenta ze świata pełnego kur, kaczek i z jego domu w Małej Miejscowości, tylko po to by umarł miesiąc później na szpitalnym łóżku.
Dobre umieranie? Chyba nie
Nie ma recepty jakie mają być ostatnie dni czy tygodnie, ani jakie ostatnie godziny i minuty. Tak jak nie ma recepty jak Ty czy ja mamy przeżyć dzisiejszy czy jutrzejszy dzień. A przecież nie wiemy, czy to on nie będzie właśnie tym ostatnim.
Odklejmy się od oczekiwań, prostych schematów z książek, seriali i filmów. Posłuchajmy siebie sami i posłuchajmy naszych Bliskich. I żyjąc, i umierając.
Ten artykuł był pomocny? Masz pytania lub wątpliwości. Zachęcam do pozostawienia swojego adresu e-mail – pomogę Ci w prowadzeniu opieki w warunkach domowych i powiadomię Cię o kolejnych tekstach na tym blogu. |
Warto przeczytać
O radzeniu sobie z objawami u Chorych umierających piszę w działach:
- Domowa apteczka – jakie leki i preparaty stosować, kiedy.
- Narzędziownia umierania – jaki sprzęt jest potrzebny w domu gdy Bliski umiera.
Zachęcam do przeczytania.
Komentuj, pytaj!
Zapraszam do pozostawiania komentarzy pod tym tekstem. Na Twoje pytania postaram się odpowiedzieć bezpośrednio lub przygotuję artykuł na dany temat. W ten sposób możesz pomóc nie tylko sobie, ale i innym osobom mającym podobne problemy lub wątpliwości.
gosiunia
•5 lat ago
Witam! Moja mama ma czerniaka z 4 przerzutami do płuc. Sama mieszka nie chce odwiedzin ani przeprowadzki, czuje się różnie ale o tym dowiaduję się po paru dniach. Staram się zrozumieć, że nie chce nas martwić ale jest to trudne. Zawsze uważałam, że wsparcie rodziny jest potrzebne i ważne, a ona chce być sama z swoimi kurami i psem i chorobą. Nie jest proste wsłuchanie się, bo kogo posłuchać siebie czy mamy?
gosiunia
•5 lat ago
Piękne słowa. Mama ma czerniaka z 4 przerzutami do płuc. Jest jeszcze samodzielna, nie chce odwiedzin ani pomocy. mieszka na wsi hoduje kury, ma psa. nie chce przeprowadzki. Ciężko uszanować jej wolę będąc 120km od niej.
Alek Biesiada
•5 lat ago
To są bardzo trudne decyzje. Na pewno warto omówić wszystkie opcje, także na wypadek gdyby doszło do pogorszenia: czy wtedy Mama dopuszcza możliwość przeprowadzki do Pani? Albo Pani do Niej? Warto o tym porozmawiać na spokojnie, gdy jest czas.
Kiedy Mama umrze, Pani zostanie z myślami i wspomnieniami, także tych ostatnich miesięcy czy dni. Kompromis między Jej potrzebami a Pani jest tu konieczny.
Anna
•3 lata ago
Mój tatuś miał tętniaka aorty brzusznej, gdy umierał bardzo krzyczał zabierali go na stuł operacyjny ale niestety Bóg zdecydował
inaczej wiem ze cierpiał cały czas w męczeniu przez 5 miesięcy gdyż się dowiedział że ma tętniaka o średnicy 10 cm nie podjął się operacji odszedł po 4 godz. od przyjazdu karetki w szpitalu. Byliśmy z mamusią cały czas w szpitalu lekarz o 1.00 w nocy przyszedł i powiedział ze niestety nie dało się nic zrobić nawet nie pozwolili nam zobaczyć zaraz po śmierci tatusia bo tłumaczyli się ze może być masywny wylew tatuś już nie żyje półtora roku a krzyk jego w moich uszach pozostanie długo……
Współczucie? Chorzy go nienawidzą! | Mistrz Polikarp
•2 lata ago
[…] Chory umiera w ciszy. To dobrze? A może lepiej, jak krzyczy… […]
Dziś umiera się inaczej | Mistrz Polikarp
•2 lata ago
[…] Chory umiera w ciszy. To dobrze? A może lepiej, jak krzyczy… Krzyki i przekleństwa czy cisza? Czy jest dobre umieranie? […]
Hanka
•1 rok ago
Dziękuję. Wreszcie znalazłam wyjaśnienie krzyku…
Agata Soliwoda
•11 miesięcy ago
Moja mama ma raka drog żółciowych, swój świat który niszczy mój.Ona nie sypia i ja z nią.Leki nie działają,chodźi całe noce i dnie a ja nie mogę jej spuścicie z oczu bo się potłucze lub upadnie i zrobi sobie krzywdę.nie ma siły utrzymać się na nogach ale jejzawziętość jest nie do opanowania.jestem na skraju wyczerpania.Mam jeszcze dzieci i męża którym to wszystko się udziela.mam już dość…
Alek Biesiada
•11 miesięcy ago
Dzień dobry! Bardzo trudna sytuacja. Świąd jest jednym z trudniejszych do leczenia objawów, zwłaszcza ten w przebiegu nowotworów wątroby i dróg żółciowych. Wsparcie jest Pani Mamie konieczne, ale proszę nie zapominać o sobie. Pani także go potrzebuje.