Gdy umiera Pacjent, którym się opiekuję, zawsze jest ciężko. Gdy umiera trzech w jednym tygodniu – jest ciężej. Gdy w ten sam dzień rano wypisuję jedną kartę zgonu, by po południu jechać wypisywać kolejną – taki dzień wymaga, by o nim napisać.
Ten wpis będzie nietypowy. Jeśli interesują Cię techniczne aspekty opieki nach Twoim Bliskim, zapraszam do lektury kolejnych tekstów na blogu. Dziś będzie natomiast całkiem prywatna, codzienna perspektywa lekarza hospicjum domowego. Perspektywa, w której śmierć spogląda na tego samego Człowieka, tego samego Chorego, na którego patrzę ja.
Pan J
Pan J umarł właściwie dość klasycznie, jeśli można tak powiedzieć. Pewnego poranka po prostu przestał oddychać. Tak, we własnym łóżku, znalazła go własna Rodzina. Opiekowałem się nim przez około 3 miesiące.
Idealny czas z punktu widzenia lekarza hospicjum domowego. Na tyle długo, że można wszystko poukładać. Poukładałem więc (a to powinien zrobić każdy inny lekarz, który by do Twojego Bliskiego przyjechał):
leczenie przeciwbólowe,
leczenie zachowawcze,
leczenie innych schorzeń niż podstawowe,
rehabilitację,
działania pielęgnacyjne,
zaopatrzenie na wyroby w domu (łóżko, materac przeciwodleżynowy).
Jak już to wszystko poukładałem, miałem czas, by porozmawiać z Chorym i Jego Rodziną. Aby ich trochę przygotować. Aby wprowadzić tam psychologa (ileż to razy słyszę, że „nie trzeba”, że „jest ok” albo że „nie jestem świrem”).
Psycholog!!! Tak, jego udział w opiece nad Umierającym jest niezbędny. Jest konieczny! Pomaga Chorym. Pomaga Rodzinie! Już nie wiem jak to powiedzieć, ale po prostu jeśli masz taką szansę – zaproś psychologa do domu. |
No i jak to wszystko się już stało, to Chory sobie spokojnie umarł.
Można by pomyśleć… cała robota w piach! I to dosłownie.
A jednak nie! Cała moja praca, cała praca zespołu (super pielęgniarek, psychologa, fizjoterapeutów! Dzięki ludzie!) pozwoliła Panu J umrzeć właśnie tak, jak chciał. We własnym domu. We własnym łóżku. Bez bólu. W otoczeniu Rodziny. W pogodzeniu z wieloma, pewnie nie ze wszystkimi, ale jednak z wieloma doczesnymi sprawami.
Idealny czas z punktu widzenia lekarza hospicjum domowego na śmierć. 3 miesiące pracy. Na tyle długo, że udało się zrobić wszystko, co streściłem powyżej. Na tyle krótko, że nie zdążyłem się zżyć z Chorym i Jego Rodziną.
Pani A
Od początku najgorszy możliwy scenariusz. Bardzo kiepskie, późne rozpoznanie rozsiewu nowotworu z układu rodnego. Praktycznie bez wcześniejszych badań i diagnostyki, bo przecież „zawsze była zdrowa”. Machanie ręką na krytycznie ważne objawy: ot, normalne, że 10 lat po menopauzie krwawienie nawraca, nie?
W środku scenariusz jeszcze gorszy. Dostałem ledwo kilka dni na ogarniecie wszystkich życiowych spraw Pani A. Jej oddychania (koncentrator), Jej leżenia (łóżko i materac), Jej bólu (ze szpitala wypisana silnie cierpiąca). Jej powikłanych stosunków z Rodziną, tą pijącą i tą zupełnie trzeźwą. Jej życzenia, aby umrzeć w domu, w którym się wychowała, wbrew oczywistej trudności, jaką jest choćby 10 litrów wody w brzuchu i kolejnych kilka litrów w okolicy płuc.
A na końcu najgorszy, czarny sen lekarza paliatywnego. Duszności. Nieposkromiona walka o każdy oddech. Wbrew koncentratorowi tlenu. Wbrew sterydom. Wbrew morfinie. Wbrew całej zawartości mojej lekarskiej torby. Jedna wizyta rano. Kolejna po południu w ten sam dzień, znów kolejna rano. Potem pielęgniarska. Tę walkę wygraliśmy.
Śmierć przyszła w niedzielny słoneczny zimowy poranek, przynosząc uwolnienie od wszystkich ziemskich trosk. Od Rodziny, tej pijącej i nie. I od ciała, które tak łaknęło powietrza.
Od postawionego rozpoznania do wypisanej karty zgonu: 2 tygodnie i 2 dni.
Pan K
Kiedy pracujesz z Chorym i Jego Rodziną przez ponad rok, to zaczynasz widzieć Ich inaczej. Wiesz, kto jest ulubioną wnuczką. Dlaczego i kiedy dzieci wyjechały do Kanady. Wołasz domowego kota po imieniu. Zaczynasz rozumieć poczucie humoru Chorego. I się z nim śmiać.
Doktorze, słyszał pan to: „Koledzy przyszli do szpitala odwiedzić znajomego po wypadku samochodowym. Spotykają na korytarzu piękną, młodą lekarkę i pytają:
– Pani doktor, czy on ma jakieś szanse?
– Żadnych, nie jest w moim typie.”
Duża ilość czasu z Chorym daje szanse na niecodzienne rozmowy.
O pracy, którą wykonywał, kochał i dla której przeprowadził się przez całą niemal Polskę od Rodziny. Raz przez tę pracę omal nie zginął, od wypadku do którego doszło. Miał wtedy może niecałe 30 lat. Tej pracy jednak nie żałował.
O chorobie: że przyszła nie wczas. Ledwie dwa lata po przejściu na emeryturę, gdy wreszcie wszystkie sprawy były pozamykane i można by było się coś „pocieszyć życiem”. Tego wyobrażonego „cieszenia się” żałował bardzo.
O miłości do Żony. Bez sensu Ją tak zostawiać. Całe życie byli razem, już odkąd mieli po 16 lat, On w technikum, Ona w szkole pielęgniarskiej. Było umrzeć jak miał te 30 lat, a nie teraz. Wtedy by sobie życie poukładała jakoś, a teraz, mając sześćdziesiątkę. Żałował.
O jeździe na nartach. Cóż za rozkład jazdy. Bezsensowny. Rok temu nie jeździł na nartach, choć uwielbia, bo trzeba było latać po lekarzach i wykonywać stertę badań. Bezsensownych w swym wyniku. A w tym roku już nie pojeździ, bo umrzeć też postanowił tuż przed sezonem. „Przyznaj, doktorze, że bezsensownie.”
Jesień
Jesień 2017 była trudna. Listopad przyniósł falę zgonów. Umarła ponad połowa moich Pacjentów, wszyscy w okresie od końca października do końca listopada. 2018 powtórzył ten schemat, tylko później. Wszystko odbyło się już grubo po połowie listopada. Dużo dynamicznej. Jest połowa grudnia, gdy piszę te słowa. Chyba już po sprawie. Najgorzej było w jeden z chłodnych listopadowych, smutnych dni, gdy poranek jeszcze daje nadzieję. Choćby tym, że jest jasno. Popołudnie przynosi jednak zupełną ciemność. Już o 15. O 19 w ten dzień było już po obu stwierdzeniach zgonu.
Droga jesieni. Do zobaczenia za rok.
Epitafium
Dziękuję. Tym, z którymi miałem szasnę ostatnio pracować. I Tobie, za przeczytanie tego tekstu. Mnie pomógł. Mam nadzieję, że i Tobie pomoże, z czymkolwiek się nie zmagasz.
Ten artykuł był ważny? Porusz Cię? Masz pytania lub wątpliwości. Zachęcam do pozostawienia swojego adresu e-mail – pomogę Ci w prowadzeniu opieki w warunkach domowych i powiadomię Cię o kolejnych tekstach na tym blogu. |
Warto przeczytać:
Warto przeczytać wszystkie teksty na tym blogu. Są rzetelnie pisane, zawsze w oparciu o aktualną wiedzę medyczną. Sięgnij do dwóch najważniejszych działów:
Komentuj, pytaj!
Zapraszam do pozostawiania komentarzy pod tym tekstem. Na Twoje pytania postaram się odpowiedzieć bezpośrednio lub przygotuję artykuł na dany temat. W ten sposób możesz pomóc nie tylko sobie, ale i innym osobom mającym podobne problemy lub wątpliwości.
Brak komentarzy, Twój może być pierwszy!